Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nola Rice
Gryffindor
Dołączył: 21 Mar 2007
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:03, 25 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Istotę świata można zamknąć w cyklu. Cyklu rozwoju jabłoni, gruszy, kota i myszy polnej. Cyklem jest myślenie, czytanie porannej gazety i przebieranie się do pidżamy. Cykliczność jest wrogiem statycznej niecykliczności, kamienności i zatrzymania. Czas nie ma w sobie ani grama cykliczności.Wczoraj stłukła się filiżanka i nie da się jej "odtłuc". Klejenie imituje cykliczność, ale jest wytworem czysto ludzkim i z natury nie spaja nierozerwalnie. Każda rzecz ludzka jest ułomna, bo przywilej doskonałości mają... Nic go nie ma. Dzisiaj - niedoskonałe, ale jest tylko jedno. Chyba, że brać pod uwagę to jutrzejsze. Ale zostańmy przy dzisiejszym dzisiaj. Tego właśnie "dzisiaj" Nola odwiedziła sowiarnię. Była to krótka wizyta - trwała zaledwie tyle, ile wymagała pogoń za kotem.
Gdyby nie wspomniana cykliczność z sowiarni nie wyszłaby szesnastoletnia osóbka płci pięknej. W każdym razie nie wyszłaby tak, jak przystało ciału znającemu boskie prawo grawitacji. Kilka z tych zdań wplotło się w myśli Noli i tam spłynęło do strumienia świadomości, który, szemrząc, płynął dalej niczym nie wzruszony.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Tibby McGregor
Slytherin
Dołączył: 25 Kwi 2007
Posty: 232
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:15, 27 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Wspinanie się do Sowiarni zawsze sprawia tyle problemów. Niezliczona ilość schodów i schodków. Czasem zdaje się, że codziennie ich liczba zmienia się. Raz więcej, innego dnia mniej. Kiedy świeci słońce nie napotkasz na swojej drodze żadnego znikającego stopnia, kiedy natomiast pada, jest ich bez liku.
Na szczęście, dziś Tibby nie natrafiła na "niespodziankę". Ludzi też było mało. Właściwie, to nikogo nie było. Przy schodach minęła tylko jakąś Gryfonkę, która ewidentnie błądziła gdzieś myślami i omal na nią nie wpadła. Dobrze, że Tibby choć częściowo patrzyła pod nogi. Uniknęła nabicia wielkiego guza. Zdecydowanym ruchem pchnęła drzwi Sowiarni, skąd w jej nozdrza buchnął odurzający zapach sowich kup i gnijących szczurów. Wielki wdech i WEJŚCIE! Jej oczom ukazały się żerdzie, obsiadywane przez dziesiątki spiących, róznorodnych sówek. Oczywiście swojej nie mogła wśród nich znaleźć. Bo jakże by inaczej. Zawsze uciekała, kiedy była jej najbardziej potrzebna. Była potrzebna? Na pewno?
Skoro już tu była, to coś napisze.
Mamo i Tato,
Jest mi jak zawsze. Pozdrówcie Prudence i Tedda. Kocham was.
TIBBY
Ale się wysiliła.
Przywiązała pergamin do nóżki jakieś szkolnej sowy, po czym szybko wybiegła z Sowiarni, chcąc zaczerpnąć świeższego powietrza.
Błonia to jest to, czego jej teraz potrzeba.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Natalie Hepburn
Ravenclaw
Dołączył: 17 Mar 2007
Posty: 1133
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: London
|
Wysłany: Nie 22:22, 06 Maj 2007 Temat postu: ~*~ |
|
|
Natalie skończyła na dzisiaj malowanie.
No, przynajmniej tę część, w której zastanawiała się nad linią szczęk kobiety i dziecka, ponieważ miała zamiar w najbliższej przyszłości całkowicie skończyć owy projekt i namalować wreszcie to domorosłe dzieło.
Wkroczyła więc do sowiarni, w ręku niosąc pergamin i pióro. Wyglądała, jakby miała szczerą ochotę zawrócić.
Oczywiście, jak można łatwo się domyślić, nie zrobiła tego.
To po prostu nie było w jej stylu.
Usiadła, na jakimś skrawku, który cudem ostał się jako ten prawie-zupełnie czysty. W zamyśleniu przeczesała palcami włosy i przygryzła dolną wargę.
Jej niebieskie oczy rozszerzały się, to mrużyły. Jakby sama nie do końca wiedziała, po co tu przyszła. Albo jeszcze nie była pewna, jak to się skończy.
Płomykówka odezwała się nad jej głową, burząc wszechobecny spokój. Natalie podskoczyła; miała szczerą ochotę unieść twarz i powiedzieć jej, co o tym myśli. Bo nie przerywa się takiej doniosłej chwili zwykłym pohukiwaniem.
No, dobra, sowa była innym zwierzęciem. Bardzo inteligentnym. Jako Krukonka niezmiernie szanowała ptaki, ale... Och, przecież to zupełnie mija się z tematem.
Pergamin, który trzymała na kolanach, pokrywał się powoli jej lekko zaokrąglonym, równym pismem.
A pisząc, już nie mogła doczekać się odpowiedzi.
Był chyba jedyną osobą, która była w stanie jakoś ją pocieszyć.
Bo, tak, nie miała nikogo naprawdę bliskiego.
Przywołała gestem swoją ulubioną sówkę i przywiązała jej do nóżki list.
- Gervaise – mruknęła do niej, kiwnąwszy głową, tak, aby upewnić się, czy dobrze zrozumiała.
A gdy sowa wyleciała, wstała z impetem, otrzepując siedzenie.
Zwariowała? Może.
Ale to wszystko przez te sny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|